Najnowsze komentarze
Tak tylko jak na skrzyżowaniu Wam ...
bronek666 do: Początek
hej, wpis stary, ale co tam... Dzi...
Cześć R 32 - przyjęcie mandatu nie...
Ja mam inny przypadek, przyjołem m...
Witam co do mandatow od strazy to ...
Więcej komentarzy
Moje linki

08.06.2009 00:01

Początek

No cóż na początek krótki opis pierwszych doświadczeń. Postaram się je streścić szczerze w wersji zgodnej z rzeczywistością bez tzw wersji oficjalnych, które być może pojawiłyby sie później.

 Zatem naszło mnie jednak należało się tego spodziewać. Od dłuższego czasu klnąc w korkach, smętnie i z zazdrością spoglądałem jak sprawnie między samochodami pomykają motocykle w różnych rozmiarach i wydaniach. Najpierw zupełnie poważnie rozważałem zakup używanego Smarta. Jednak po przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku, że  tak w zasadzie to on też zajmuje jeden pas ruchu i wiele nie przyspieszy sprawy. Zatem skuter. Ok. ale przy moich gabarytach to będzie wybitnie dowcipne obawiam się paraliżu spowodowanego pieszymi którzy robiąc mi zdjęcia zatamują również ruch na chodnikach. Może zatem większy skuter? No pięknie tylko, że na to trzeba prawko z kategorią A. Zatem jesteśmy u celu mojego wstępu - zaczynam kurs. Zapisałem się pod koniec kwietnia - termin niefortunny - weekend odpada zatem zacznie się w drugim tygodniu.

Wieczorami siedziałem i rozmyślałem - po co mi skuter? Nie no  jak już zacząłem to na końcu  musi być motocykl - jakiś wielki stosowny do mojej sylwetki i oczywiście super szybki i śliczny i w ogóle ....

Przygotowania

Zaczyna się uroczo - udało mi się trafić rozsądnych wykładowców z teorii. Pozwolą mi polawirować nieco z zajęciami - w końcu na kursie kategorii A są tylko dwie osoby, reszta robi B, a zajęcia niestety wspólne. Zatem mogę nieco zmykać z zajęć teoretycznych, na których współkursanci uczą się co to ruch prawostronny i rondo. Dobra zresztą nawet wystąpiła malutka cierń - po co w ogóle każą mi się pokazywać - mam prawko już tak długo a przepisy są takie same dla wszystkich. Ale niech już będzie moja strata - mimo, że naprawdę wiem o czym mówią na tych wykładach. Umówiłem się na badania i jak tylko je załatwię zaczynam jazdy. No nareszcie - oczywiście obejrzałem już wszystkie pobliskie miejsca sprzedaży motorów  - zarówno używanych jak też nowych. Facet z najbardziej znanego w mieście punktu proponuje mi używaną Yamahę R1 - śliczna grafitowa i ma tylko trzy latka J cudeńko. Ok. 14 maja zaliczyłem badania i ścigam instruktora, żeby umówić się na jazdy. Jak go dorwałem na komórkę to umówiłem się zaraz na dwa dni pod rząd 21go i 22go po dwie godziny zatem witajcie szlaki dla jednośladów.

Pierwsze jazdy.

21 maja 2009. Jak zobaczyłem czym przyjechał instruktor to mało co nie zasłabłem - wierzyć się nie chce Mińsk 125 L.  Najpierw w myślach skląłem wybór szkoły - to po mieście latają Yamahy a ja na ten złom? Ale życie nieco zweryfikowało moje oburzenie. Ok. z jazdy na rowerze pozostało mi utrzymanie równowagi ale reszta - dramat - to będzie najlepsze określenie. Jazda i ruszanie - dobrze że plac jest w odosobnionym miejscu. Boże ! to co chwilę gaśnie, nie jedzie tam gdzie każę - za to zawsze jak obrócę głowę to zmienia tor jazdy . Takie małe świństwo 125cm3 dwusów a ja po dwóch godzinach umieram ze zmęczenia. Moje braki i ramiona konają bardziej niż po tenisie. Że boli mnie tyłek to rozumiem ale dlaczego mięsnie brzucha?  Jestem wycieńczony L Ale dwie godziny zaliczone!

22 maja 2009.kolejny etap walki z Mińskiem. Nawet zaczyna ruszać jak mu każę i utrzymuje tor jazdy zarówno gdy się  oglądam jak też gdy wyciągam rękę. Instruktor już nie trzyma się za serce z okrzykami „powoli sprzęgło!" , „proszę lekko poruszyć motorem przy wrzucaniu jedynki",  „rany do Mińska nie można dostać już części". Przy okazji ćwiczymy hamowanie w zakręcie - tylko nożnym !!! Ruszanie z zakrętu - cholerne sprzęgło L . Znowu się zmachałem i wszystko mnie boli. Na dodatek ja wsiadam do samochodu to dziwnie się czuję . Ah ale dalej mimo że jeżdżę Captivą to zakręt zajmuje mi nią mniej miejsca niż Mińskiem J - czy ktoś wie co mnie podkusiło ? Chyba uzupełnię zajęcia o siłownię bo moje ramiona konają . Tylko kiedy ja na nią pójdę skoro muszą odpocząć? Dobrze ciągnę to dalej. Z  niezrozumiałych względów szlag mnie trafił jak okazało się że kolejne jazdy dopiero 29 go. instruktor ma zeszycik z terminami zajęty bardziej niż ortopeda zimą z Zakopanem. Ledwo nauczyłem się ruszać i zatrzymywać i nawet wrzuciłem drugi bieg i już po tych sukcesach mam tak długo czekać? Czuję się skrzywdzony przez los L

Tydzień przerwy poświęciłem an rozmyślania i naukę przepisów.

Przepisy w postaci testów dobiły mnie kompletnie - przecież jestem super kierowcą, doświadczonym itd. a tu pierwsze cztery testy oblałem - i to jak! Po cztery, pięć błędów L Zatem wracamy do nauki ! Cierń wspomniany wcześniej zaginął bez śladu. Nie ma tu co kombinować bo nawet znając przepisy niektóre pytania są tak dziwacznie sformułowane, że lepiej nauczyć się odpowiedzi na pamięć. Stąd zabieramy się do lektury . Ah i kupiłem literaturę fachową - „Motocyklista doskonały" David L. Hough i tegoż samego „Strategie uliczne" . Czyta się świetnie tylko to dla mnie poziom abstrakcji dość wysoki. Trudno jeszcze analizować przewidywany promień zakrętu i kąt wejścia gdy problem sprawia mi znalezienie luzu i zahamowanie bez nurkowania. Odwiedziłem też parę salonów i jako super znawca siadam nawet na motory J Wpadłem też do faceta od R1ki - dobry fantasta lub morderca . Motocykl waży jakieś 200kg i ma moc około 180 KM zatem dla porównania moja Captiva waży prawie dwie tony i ma 150 KM. Dobrze i trzymając się tych danych facet chce mnie wsadzić na to jako na pierwszy motocykl w życiu ! Pewnie byłby też ostatnim L

Ale za to buduję orientację w typach i powoli rozmyślam cóż mi się podoba. No i jeszcze coś - tęsknię za nauką - poważnie normalnie jak za ... eh nie będę poszukiwał porównań. Doszedłem jednak do super odkrywczego wniosku, że jak będę jeździł w odstępach co tydzień to prawko zrobię w grudniu przyszłego roku a ruszę w miasto razem z Euro 2012.

29 maja 2009 Przyjechał mój drogi MińskJ z instruktorem. Walczymy z dotychczasowymi osiągnięciami i nauczyłem się że nie znajdę luzu między trójką a dwójką. Oczywiście trójkę włączyłem rozmyślnie ale zaraz zostałem ukarany za tę samowolę bo Mińsk zgasł mi na zakręcie J Czuję postępy - nie bolą mnie mięśnie brzucha po lekcji. Reszta boli jak zwykle - mam regularne zakwasy.

Wieczorami testy - nawet większość zdaję J Wpadłem też na pomysł że wykupię sobie dodatkowe jazdy - w innej szkole bo moja ma tylko jednego instruktora.

30 maja 2009 Tajna nauka z drugim instruktorem. Dwie godziny - ten dla osłody wsadził mnie na Yamahę YBR 250. Co to za maszyna J Ale niestety to jedyna odmiana - walczę na placu. Nawet nauczyłem się ruszać pod górkę.

01 czerwca 2009 Yamahy ciąg dalszy. Dwie godziny placu i ćwiczenia ósemek. W nagrodę za pilną naukę mogę pojechać za instruktorem na druga stronę ulicy odprowadzić maszynę do garażu. No i mam pierwszą przygodę. Na skrzyżowaniu równorzędnym pani w bolidzie marki Opel Corsa śmignęła za moim instruktorem w samochodzie i uroczo hamując z piskiem na krawężniku nie trafiła we mnie na motorze - ja przytomnie jakimś cudem skosiłem zakręt i odbijając do lewej zahamowałem. To my byliśmy z prawej. Udało mi się zahamować na zakręcie i nawet się nie wywróciłem.  Instruktor blady wysiadł z samochodu pytając rozedrganą kobietę czy dociera do niej zasada pierwszeństwa z prawej. Ja stoję na maszynie i powoli dochodzę do siebie. Obaj się uspokoiliśmy jak usłyszeliśmy wyjaśnienie - „ja zawsze tu tak jeżdżę" - no jak tak to oczywiście uzupełnię zasady ruchu o tzw. pierwszeństwo historyczne.  Ale jestem z siebie zadowolony, zahamowałem, nie wyrżnąłem się i jeszcze maszyna mi nie zgasła . J

01 czerwca 2009 Prawdziwy Dzień dziecka. Jeździłem Yamahą na podmiejskich drogach. Trasę instruktor ma wybraną całkiem całkiem. Ładne podjazdy, zawsze zakręty z pierwszeństwem i dość szerokie. Wsie mijają w zawrotnym tempie około 40 do 50 km/h. Powrót do miasta i jazda osiedlowymi uliczkami. Znowu facet wyjechał mi z podporządkowanej. Jednak tym razem „opieprz" zebrałem ja. Nie wyłączyłem kierunkowskazu po zakręcie i gość pewnie myślał, że miniemy się bezkolizyjnie skoro chcę skręcić w te uliczkę z której on wyjeżdżał. Swoją drogą to instruktorem jazdy na motorze to bym raczej nie chciał być - gadać do walkie talkie - kierunkowskaz, kierunkowskaz, kierunkowskaz - kierunkowskaz kur..a! Męczące a jak kursant zajęty doznaniami  i  nic do niego nie dociera to co ? Zepchnąć go z drogi? Naprawdę nie zazdroszczę. Ale mimo wszystko było fajnie J głód jazdy się nasila. Tylko stres ma nowe objawy. Musiałem jechać ze ściśniętymi pośladkami bo prócz ramion i brzucha mam zakwasy .. no w tyłku po prostu.

02 czerwca 2009 r. Walczę z Mińskiem o prawidłowy slalom - nawet się udaje - tylko to obracanie głowy jest męczące i powoduje komplikacje w torze jazdy. Ósemki - nie będę opisywał - nie zrobię jej nawet na rowerze czy wrotkach a co dopiero na motorze L cholera jasna - to nie może być element egzaminu. Jeszcze ten dwusów - jak zmieniam skręt kierownicy to przesuwam ręce na manetce gazu i uroczo szarpiąc staram się utrzymać tor jazdy. Jak to mówi młodzież kaszana na całego. Zaczynam wątpić czy się tego nauczę. Po lekcji - teraz to dopiero bolą mnie ramiona - po co mi siłownia Mińsk wystarczy - może nawet zastąpię nim cotygodniowego tenisa L Ale dopiero jutro będzie dzień ! Ale pod koniec mieszczę się w ósemkach!!!

03 czerwca 2009 r. Rano dwie godziny walki z maszyną piekieł marki Mińsk 125. Powoli się oswajamy i nawet sprzęgło które jest dobre do ćwiczenia mięśni przedramion zaczynam wciskać kiedy trzeba. Ósemki oczywiście dalej nie wychodzą - czy oni namalowali je naprawdę w dobrym rozmiarze? Ale sama jazda J miód malina osiągnąłem na placu zawrotną prędkość 40km/h ! Ha muszę sprawdzić kiedy będą jakieś zawody J wystartuję w kategorii IV liga kobiet niepełnosprawnych i wózki inwalidzkie akumulatorowe - mam szansę.

Wieczorem dwie godziny Yamaha. Jedziemy w miasto - ale to Miasto a nie osiedlowe uliczki. Poznaję trasę egzaminacyjną zarówno podstawową jak też rezerwową. Podstawowa poszła mi nieźle. Zwrot „kierunkowskaz" padał niezbyt często tylko litania błędów po powrocie pod WORD była dość długa. Źle wchodzę w zakręty, za późno zmieniam pas, oczywiście nie pilnuję urządzenia o uroczej nazwie kierunkowskaz J - dlaczego cholera nie może się sam wyłączać? Jeszcze to liczenie biegów - koszmar. Druga trasa zaraz po połajance - byłem zachwycony. Do powrotu pod WORD. Tam instruktor uroczo zapytał „Panie ... co pan k...wa odje...ł? Ah to dlatego na skrzyżowaniu coś mi w słuchawkach gaduliło, ja szczęśliwy że ładnie biorę zakręt po ruszeniu i nawet wrzuciłem dwójkę w zakręcie i wyłączyłem kierunkowskaz - nie zauważyłem że tam były drugie światła i śmignąłem na czerwonym L Wstyd mi w rozmiarze XXL. Dobrze że to wieczór i ruch praktycznie nie istniał. Jeden wariat zaaferowany motorem wystarczy L

06 czerwca 2009 Instruktor „zasadniczy" rano sprawił mi niespodziankę i dzisiaj plac ale za to maszyna Suzuki 250 - mały czoperek. Ósemki oczywiście przestały wychodzić ale reszta idzie całkiem dobrze i zapamiętale ćwiczę wyłączanie magicznego urządzenia o nazwie „kierunkowskaz" oczywiście. Nawet powoli mi się to udaje. Zauważyłem też, że zmniejszył mi się promień skrętu. Jestem już znowu wymęczony ale wieczorem umówiłem się z moim drugim instruktorem - gdyby ten pierwszy wiedział ile go ominęło J.

Wieczór i dwie godziny Yamahą. Nawet chciałbym się pochwalić bo jechałem poza miastem na dwupasmówce całe 90 km/h - wieje jak diabli. Na pierwszych dwóch przejazdach trasą egzaminacyjną poszło nieźle. Dopiero trzeci to klęska na całego L Jak sobie przypomnę to płonę. Wjechałem w  prawy zakręt i oczywiście wziąłem go zbyt szeroko. Na dodatek na trójce - a tu za zakrętem widzę przed sobą furgonetkę zza której wyłania się motocyklista. Pisałem już że potrafię hamować w zakręcie ? No to nie potrafię - po prostu przestraszyłem się i dałem po obu hamulcach. Efekt leżę - i ja i maszyna. Nic się nie stało prócz lekkiego zawału instruktora, który twierdził że spokojnie bym się zmieścił. Motocyklista zerknął na mnie nawet ze zrozumieniem ale moje ego zostało już na tym zakręcie L Kuźwa no jechałem jak tłumok jakiś i to dokładnie w czasie kiedy zacząłem się czuć w miarę swobodnie na motorze. Jedyny plus to że wiem co to gmole - z pewnością sobie sprawie w swoim motorze. Robimy jeszcze jeden przejazd tą trasą - niby wszystko jest OK. ale jednak mam jakiś lęk przed zakrętami po 900 .  Dobra mam na to radę - jutro też jeżdżę.

07 czerwca 2009. Umówiłem się na 7.30. Nie wiem co mnie podkusiło musiałem wstać w niedzielę o 6tej - czy ja kogoś zabiłem że się tak katuję? No fakt po kawie sobie przypomniałem zabiłem moje Ego. Pewnie leży tam na skrzyżowaniu. Na dodatek mżawka. Ale nic to jedziemy. Oczywiście doszedł nowy stres mijać namalowane na drodze białe znaki i pasy. Rany dlaczego tego tak dużo? Oczywiście dochodzi do tego nawierzchnia w stylu „polskie drogi" - to naprawdę zwrot który trzeba objąć unijną ochroną regionalną. Producenci pojazdów będą mogli używać go w reklamach zawieszeń. Ale jazda co prawda bez błędów i poprawna tylko instruktor mówi że widać tzw brak pewności. Hmm skąd mam ją wziąć jak moje Ego wciąż tam gdzieś leży?. Zresztą dwie godziny w mżawce zmarzłem jak cholera, wymęczyłem wzrok, ominąłem wszystkie białe znaki na jezdni i głębokie kałuże. Na marginesie to skąd tego tyle pomalowali ? Chyba moja była żona wie że się uczę i biega po nocy z olejną i maluje strzałki, linie i inne cholerstwa. Na koniec pochwała, że jednak całkiem dobrze i że nabywam pozytywnej cech zwanej „bojaźnią bożą". Coś w tym jest.

Na marginesie - wyjeździłem już 20 godzin i teoretycznie mógłbym przystąpić do egzaminu. Jakoś tego nie czuję zatem nauki ciąg dalszy.

Komentarze : 2
2012-06-16 17:51:55 bronek666

hej, wpis stary, ale co tam... Dzis wrocilem z pierwszych dwoch godzin jazdy (pierwszy kontakt z moto w zyciu). Jezu, nie umiem poprawnie ruszyc, albo diabelnie powoli albo strzelam ze sprzegla i moto gasnie. Nie sadzilem ze beda z tym takie problemy... Na szczescie osemki i slalom - jako tako.

2009-06-08 10:21:49 adam

początki nigdy nie są łatwe, w szczeólności, iż nie wspominasz, że wcześniej miałeś jakaś styczność w młodości z motorowerami,

jak ja pojawiłem się na kursie o umówionej godzinien na placyku moj instruktor mówi do mnie" a ty co tu?", "acha... dobra pokaż mu jak to odpala", i kursant uczył kursanta ;)
tylko, że ja umiałem już troche jeździć, a co do zakwasów podobnie,

szerokości i przyczepności

  • Dodaj komentarz